środa, kwietnia 19, 2017

Zapis zbliżającego się obłędu, czyli recenzja powieści "Cela" Jonasa Winnera. Przed premierą!


Wydawało mi się, że niewiele jest już książek, które mogłyby mnie zaskoczyć lub przestraszyć. A jednak stało się inaczej. Przeczytałam książkę, niewielką i niepozorną, której treść wytrąciła mnie z równowagi. Powinnam była spodziewać się tego po zerknięciu na fragmenty opinii czytelników umieszczone na okładce. Ale przecież wiem, że wiele z nich często wynika z subiektywnej oceny. Chociaż jedno z tych zdań zastanowiło mnie i wzbudziło ciekawość: "Ten thriller tak bardzo trzyma w napięciu, że człowiek chciałby go czytać z zamkniętymi oczami". Brzmi intrygująco. Postanowiłam sprawdzić, w czym rzecz. Teraz już wiem, że było to swego rodzaju ostrzeżenie. Tej książki nie powinno się czytać bez przygotowania na najgorsze. Jeśli jesteście na to gotowi pozwolę sobie przedstawić Wam mroczną i mrożącą krew w żyłach opowieść  Jonasa Winnera "Cela".

Narracja opowieści toczy się dwutorowo, z przewagą przekazu z perspektywy jedenastoletniego chłopca o imieniu Sammy. Ten sam, tylko już trzydziestoletni, bohater występuje w prologu i epilogu powieści. Otwiera i zamyka trudną i bolesną opowieść o pewnym lecie spędzonym w Berlinie.

Zacznijmy więc od początku. Sammy i jego rodzina wprowadzają się do starej secesyjnej willi w berlińskiej dzielnicy Grunewald. Dom, otoczony ogrodem, wydaje się być idealnym miejscem dla zapracowanych rodziców i ich dwóch synów. Letni upał sprzyja wypoczynkowi w pobliżu przydomowego basenu. W spokojnej, zamożnej i eleganckiej dzielnicy wypełnionej zielenią nie powinno wydarzyć się nic niepokojącego. Od początku wiemy jednak, że tak nie będzie. Jesteśmy przygotowani na wspomnienia zapamiętane przez chłopca, ale nie spodziewamy się tak zniewalającej opowieści. Tym bardziej przerażającej, że opowiedzianej przez dziecko.
Sammy, który nie ma jeszcze w Berlinie nowych kolegów, nudzi się nieco w nowym domu. Jak przystało na żwawego chłopca przystępuje do eksploracji nowego terenu. Dom, wypełniony zakamarkami, trochę przeraża. W tym miejscu czytelnik spodziewać się może opowieści o nawiedzonej posesji, która wymusza na mieszkańcach dziwne zachowania. Przyznaję, że początkowo szłam tym torem myślenia. Oczami wyobraźni widziałam już ojca rodziny mordującego swoich bliskich pod wpływem szaleństwa, niemal tak potężnego jakim obdarzył swego głównego bohatera Stephen King w kultowym już dzisiaj "Lśnieniu". Moje przypuszczenia zostały potwierdzone w chwili, gdy Sammy, bawiąc się w ogrodzie, natknął się na zejście do tuneli przeciwlotniczych (nic w tym dziwnego, wszak Berlin posiada sieć podziemnych schronów wywodzących się z okresu II wojny światowej), gdzie udał się w ślad za swoim ojcem. W schronie dokonał przerażającego odkrycia. W zamkniętym pomieszczeniu, szczelnie wyłożonym gumową powłoką, udało mu się podejrzeć uwięzioną dziewczynkę, prawie rówieśniczkę, która więziona pod ziemią krzyczała z przejmująco.


Zszokowany odkryciem chłopiec próbuje opowiedzieć o wszystkim rodzinie. Ale nikt mu nie wierzy, starszy brat ma swoje sprawy, matka nie ma czasu, a ojciec, z wiadomych względów, nie wydaje się być osobą, której można zaufać. Sammy postanawia pomóc uwięzionej w lochach dziewczynce, ale gdy schodzi do celi kolejnego dnia, nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek i kiedykolwiek tam przebywał. A to dopiero początek tajemnic, które powoli wyjdą na światło dzienne.
Sammy pogrąża się w rozpaczy. Jego świat załamuje się. Czy jego ojciec zamordował nieznajome dziecko? Ten pomysł wydaje mu się zarówno absurdalny jak i całkiem możliwy do spełnienia.
Klimat szaleństwa, niepokoju, zagmatwania jaki wprowadził w powieści Jonas Winner sięga zenitu. Właściwie nic nie jest tym, na co wygląda. Czytelnik miota się próbując zrozumieć opisywaną rzeczywistość. Można powiedzieć, że "Cela" jest zapisem zbliżającego się obłędu, który jest udziałem bohaterów powieści, mam też wrażenie, że i naszego. Autor sprawił, że czułam się jak w matni. Wątpiłam w poczytalność postaci wykreowanych przez niego, ale momentami zastanawiałam się czy sama nie oszalałam. Szczególnie w drugiej części powieści zgroza ogarniała mnie z rozdziału na rozdział. Realistyczne i szokujące opisy, smutek relacji rodzinnych, desperacja dziecka - to wszystko sprawiło, że czułam się bardzo niekomfortowo. Dawno już nie czytałam książki z niespokojnym biciem serca i z tak dużym smutkiem. Żal mi było dziecka, które nie miało się do kogo zwrócić o pomoc, komu mogłoby się zwierzyć ze swoich problemów. Jednocześnie poruszyła mnie dobitna treść. Żeby ją przyjąć trzeba mieć naprawdę wysoką odporność na okrucieństwo. Z tego względu "Cela" nie jest powieścią dla każdego.

Książka Jonasa Winnera na pewno szokuje, trzyma w napięciu, wywołuje spektrum emocji. Podczas lektury chciałoby się krzyczeć, podpowiadać bohaterom, co mają zrobić, ukierunkować ich po to tylko, by ktoś zareagował na krzywdę i zło. Przerażające jest to, że wszystko dzieje się w zwyczajnej rodzinie, których tak wiele wokół nas.

"Cela" jest bardzo sprytnie napisana. Zwodzi czytelnika do samego końca. Jeśli zdecydujecie się na jej przeczytanie gwarantuję, że wielokrotnie zaniemówicie z wrażenia. Poziom stresu podczas tej lektury oceniam na bardzo wysoki. Pod tym względem jest okrutnie i bezwzględnie.
I na koniec jeszcze kilka słów na temat autora tej powieści. Jonas Winner - urodził się w 1966 r. w Berlinie, jest doktorem filozofii, po studiach pracował jako dziennikarz, redaktor telewizyjny i autor scenariuszy do filmów, głównie do kryminałów i thrillerów. Napisał kilka thrillerów, które okazały się sukcesem, na przykład "Architekt" i "Eksperyment myślowy".
Sądzę, że autor zaskoczy nas jeszcze nie raz. W każdym razie warto przyjrzeć się jego literackiej twórczości.

Tytuł: "Cela"
Autor: Jonas Winner
Wydawnictwo: Initium
Rok wydania: 2017 /premiera 26 kwietnia/
Liczba stron: 354
egzemplarz: recenzencki

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz